Ścieżki rozwoju duszy, część II – przejawienie
Tak samo jak na ludzkim poziomie tak i na poziomie duszy pojęcie rozwoju jest niejednorodne.
Nie dość, że każdy rozwija się trochę inaczej, to także ciężko określić, co właściwie jest rozwojowe.
Czy rozwojowe będzie to, co szybko da mi efekt, czy może coś, co przyniesie rezultaty w dłuższej perspektywie ? Czy rozwój w ogóle można mierzyć rezultatami ? A jeśli tak, to na której płaszczyźnie ?
Czy bardziej rozwijamy się gdy radzimy sobie z materią, duchem czy umysłem ? Czy może ważniejsze jest to, co przeżywamy, czyli jak odbieramy to co się dzieje, a nie samo zadziewanie się?
Próby bezpośredniej odpowiedzi na powyższe prowadzą do dalszej kotłowaniny – bo przecież rozwój jako taki istnieje, a nam tylko mnożą się kolejne pytania. Bardzo często dochodzi się do wniosku, że rozwój jest tożsamy z uzyskiwaniem coraz to szerszej perspektywy. Chociaż z całą pewnością, aspekt perspektywy i rozwoju są ze sobą powiązane, to samo myślenie, że rozwijamy się poprzez poszerzanie horyzontów jest niezwykle wygodnym pudełkiem. Praktyka raczej pokazuje, że aby się rozwijać, zwykle potrzebujemy narzędzia, jakim jest „perspektywa” sama w sobie. W wielu sytuacjach, nawet tych codziennych, okazuje się, że aby „coś pchnąć do przodu”, to musimy perspektywę zmienić, nie koniecznie ją poszerzyć. Naturalnie, poszerzając perspektywę mamy szansę zawrzeć w niej wiele pomniejszych – w tym tę nam potrzebną. Aby jednak lepiej to zrozumieć posłużę się przykładem.
Gdy wspinamy się na kolejne piętra wieży zauważamy coraz szerszy krajobraz. Teoretycznie mogłoby się wydawać, że z coraz wyższych pięter będziemy widzieć coraz więcej. Na dole drzewo przysłaniało nam obraz, zakrywało koronę nieba. Wyżej zobaczyliśmy niebo, a także to, co stoi za drzewem – kolejne drzewa. Potem dostrzegamy cały las. Gdy jednak będziemy już tak wysoko, że nawet las będzie tylko punktem na mapie, to zupełnie tracimy możliwość podziwiania liści kołyszących się na wietrze.
Czy więc warto wspinać się na kolejne piętra tej wieży ?
To zależy – zazwyczaj jest to przydatne. Jeśli jednak przydatnością pragniemy się kierować, to częściej przydatna będzie zdolność do szybkiego wędrowania po owych piętrach, niż samo wspięcie się. Inaczej mówiąc, więcej uzyskamy dzięki zdolności do szybkiej zmiany perspektywy niż do sprawnego poszerzania perspektywy.
Powstaje oczywiście pytanie, czy zatem należy sobie darować poszerzanie perspektywy?
Otóż tak się składa, że zmienić perspektywę jest o wiele łatwiej na taką, którą już znamy, niż na taką, którą dopiero co przyszło nam spotkać. Poszerzanie horyzontów dostarcza nam więc cennych, perspektywicznych zasobów. Liczy się więc zarówno zakres posiadanych perspektyw jak i zdolność do szybciej zmiany pomiędzy nimi. Zobrazuję to kolejnym przykładem:
Jeżeli już kiedyś jeździliśmy rowerem, to taką perspektywę uzyskujemy niemalże na stałe. Gdy po latach będziemy siadać na rower, to niedużo czasu zajmie nam przypomnienie sobie podstaw jazdy. Gdy jednak dorosły człowiek po raz pierwszy w życiu zasiądzie na rowerze, to taka nauka może mu przysporzyć nie lada trudności. Na nic się zda tytuł magistra ani też lata doświadczenia w branży IT czy bycie celebrytą. Właściwie, to im więcej ten człowiek będzie posiadał perspektyw nie powiązanych z jazdą na rowerze, tym trudniejsza będzie nauka. W tym momencie więcej pożytku będzie z tego, że kiedyś nauczyliśmy się jazdy na rolkach, niż z bycia najznamienitszym ekspertem w zakresie chemii molekularnej.
Tutaj znajduje się miejsce na bardzo praktyczną część tego artykułu. Jesteśmy w stanie wybrnąć z tego labiryntu pytań, wystarczy, że zastosujemy się do poniższych wskazówek. W skrócie, najpierw poszerzymy perspektywę, a potem dokonamy jej szybkiej zmiany. Zanim przejdziesz dalej upewnij się, że powyższe 2 przykłady są dla Ciebie zrozumiałe.
Szersza perspektywa
Wyobraź sobie przez chwilę, że cała Twoja istota to bardzo, bardzo wysoka wieża. Sięga ona od ziemi do nieba. Ty możesz przemieszczać się po piętrach tej wieży. Na każdym piętrze są inne pomieszczenia – pełnią odmienne funkcje. Również na każdym piętrze znajdują się okna, przez które możesz wyglądać na zewnątrz. Gdy chcesz podziwiać jak rośnie trawa, schodzisz na sam dół. Gdy chcesz widzieć całą krainę, która cię otacza – wspinasz się naprawdę wysoko. Możesz też zaglądać do wspomnianych wcześniej pomieszczeń – niektóre nadają się świetnie do zabawy, inne są bogate w opasłe tomy wiedzy, jeszcze inne dawno nie były odwiedzane i są zakurzone – za to pełne tajemnic. W jeszcze innych znajdujesz spokój. Które odwiedzisz?
Odpowiedzi są różne, jak każdy z nas. Jednak prędzej czy później nudzimy się danym pomieszczeniem lub piętrem i chcemy zwiedzać inne.
Każde piętro to inna perspektywa – zarówno zewnętrzna jak i wewnętrzna. My jako ludzie zwykle potrafimy utrzymać uwagę tylko na jednym piętrze naraz.
Wyobraź sobie, że jesteś ludzikiem, który chodzi po tej wieży. Im więcej pomieszczeń i im wyższe piętra odwiedzimy, tym szerszą uzyskujemy perspektywę.
Zmiana perspektywy
A teraz ponownie wyobraź sobie wieżę, z tą różnicą, że nie jesteś jej jedynym mieszkańcem – jest tam więcej „ludzików”. Nie jest ich na tyle dużo, aby każde pomieszczenie mogło być zajęte. Za to Ty uzyskujesz niezwykłą właściwość – możesz się natychmiast przenosić do dowolnego pomieszczenia lub piętra, w którym już jakaś postać się znajduje. Nie musisz pokonywać schodów, możesz się teleportować. Jest jednak jeden warunek – musisz się lubić z postacią, którą pragniesz odwiedzić.
Teraz możliwość szybkiej zmiany perspektywy zdaje się o wiele prostsza, prawda?
Jest, jeśli akceptujemy to, co mamy w sobie. Jeśli jednak mamy jakieś nienawiści, pretensje sami do siebie, to dane piętro możemy odbierać jako okupowane i nie chcieć go w ogóle odwiedzać.
Przejawienie
Nasza istota (wieża) przejawia poprzez siebie określone potencjały – wyraża charakter Rdzenia/Boga ( warto zajrzeć do pierwszej części artykułu: https://jacekczapiewski.com/artykuly/sciezki-rozwoju-duszy-czesc-i-wstep/ ). Każda postać w wieży, to reprezentacja konkretnego zbioru potencjałów bądź aspektu naszej istoty. Tutaj warto wymieć kilka istotnych paradygmatów (słuszne w przypadku ponad 95% ludzi – oczywiście od każdego paradygmatu istnieją wyjątki):
- Większość istot ludzkich istnieje na wszystkich gęstościach (poziomach Wszechświata) jednocześnie.
Nasza istota rozciąga się od pierwszej gęstości (maksymalnie porozdzielane składowe Wszechświata) do siódmej gęstości (całkowita jedność).
Symbolicznie: wieża stoi nieprzerwana od ziemi aż do nieba.
- Patrząc z liniowej perspektywy czasu, w danej chwili nasza istota wyraża tylko część swoich potencjałów. My także, na ludzkim poziomie, w jednej chwili wyrażamy tylko część swoich potencjałów. Określone obszary naszej istoty będą w danym momencie mniej lub bardziej aktywne.
Symbolicznie: wieża ma wielu mieszkańców, ale nigdy nie jest pełna.
- Ilość przejawiających się w istocie potencjałów jest mniej więcej stała → ponownie patrząc z perspektywy liniowego czasu. Oznacza to, że potencjałów jako takich nie przybywa ani nie ubywa, za to zmieniają miejsce wyrażania się.
Symbolicznie: wieża ma stałą ilość mieszkańców, jednak zmieniają oni miejsca, w których przebywają. Ilość mieszkańców zwykle jest równa ilości pomieszczeń.
Powyższe paradygmaty bardzo pomogą nam zrozumieć rozwój jako taki. Otóż okazuje się, że układ potencjałowy, w jakim w danej chwili jesteśmy, jest unikalny – jest on zarówno unikalny lokalnie, a więc w nas samych, ale także globalnie → czyli jedyny taki we Wszechświecie. Nasz rozwój jest więc całkowicie wyjątkową, naszą ścieżką. Do tego można dołożyć bardzo dobrze brzmiącą wiadomość – cokolwiek byś nie robił/a, to będzie dobrze, a przynajmniej z najwyższej perspektywy. W rozwoju nie da się pomylić, nie da się swojej ścieżki zatracić, chociaż oczywiście możliwe są błędy – lecz owe błędy są naturalną składową całości. Oznacza to mniej więcej tyle, że każde odchylenie od równowagi zostanie jakoś zrównoważone – po nocy przychodzi dzień.
Naturalnie dążymy do posiadania „jak najdłuższych dni i jak najkrótszych nocy”. Postawienie sobie takiej misji wydaje się dość karkołomnym zadaniem, bo przecież potencjały będą chciały się zrównoważyć – czyli długość dnia i nocy pozostaje taka sama, na co nie mamy wpływu. Za to jest coś, na co możemy możemy wpłynąć: możemy decydować, kiedy działamy intensywnie i świadomie, a kiedy śpimy. Oczywistym wyborem zdaję się chęć świadomego funkcjonowania za dnia i chęć spania w nocy.
Technicznie patrząc na tą perspektywę, ‚dzień’ jest czasem, gdy nasze potencjały pragną się wyrażać, ‚noc’ jest czasem, gdy nasze potencjały bardziej chcą do nas wpływać. Łatwiej jest działać, gdy potencjały pragną się wyrazić, a łatwiej jest odpoczywać, gdy potencjały pragną się ładować. Wybór takiej drogi nie jest może jedynym słusznym, jest to za to droga przyjemniejsza i zwykle efektywniejsza rozwojowo.
Jest jeszcze jedno spojrzenie na „dzień i noc” jakie warto rozumieć. „Dzień” to nasza świadomość, ‚noc’ to nasz poziom nieuświadomiony (w danej chwili). To konotuje kolejny, mniej więcej słuszny wniosek, że potencjały wyrażamy za pomocą świadomości, zaś przyjmujemy na poziomie nieuświadomionym. Co więcej, istnieje dość silna obiegowa opinia, iż nasza świadomość stanowi zaledwie wierzchołek góry lodowej, zaś podświadomość, ta zwykle niewidoczna, jest o wiele większa. To by teoretycznie sugerowało nierówność dnia i nocy. Aby więc lepiej zrozumieć ten rzekomy paradoks (a w zasadzie jego brak), ponowie posłużę się przykładem:
Ponownie wyobraź sobie wieżę. Potrafisz ją oglądać z perspektywy jednej postaci – a przecież wieżę zamieszkują liczne postacie. W tym samym czasie gdy i „Ty” obserwujesz, pozostałe postacie także dokonują swoich obserwacji. One także podróżują po wieży, one także doświadczają. Obserwacja dokonywana przez Twoją postać to świadomość Twojej osobowości. Obserwacje dokonywane przez wszystkie postacie to świadomość całej Twojej istoty. W wieży są też te liczne pomieszczenia. Jako pojedyncza postać (osobowość) potrafisz być w jednym pomieszczeniu naraz. Wszystkie pozostałe pomieszczenia, które potencjalnie potrafisz odwiedzić, lecz nie obserwujesz ich w tej chwili, stanowią Twój (osobowości) poziom nieuświadomiony. Wszystkie pomieszczenia, które potencjalnie mogą być w tej chwili odwiedzone przez wszystkie postacie, lecz nie są przez nie odwiedzane, stanowią poziom nieuświadomiony istoty.
Z powyższego przykładu wynika bardzo prosty wniosek. Otóż świadomość naszej istoty będzie prawie zawsze większa, niż świadomość naszej osobowości. Z kolei nasz osobowy poziom nieuświadomiony jest prawie zawsze większy, niż poziom nieuświadomiony naszej istoty. Istniejące tego typu dysproporcje mają bardzo silne przełożenie na to, co czujemy, jak postępujemy oraz co jest dla nas rozwojowe w danym momencie. Aby móc przedstawić to bardziej konkretnie, posłużę się wręcz matematycznym opisem. Proszę jednak pamiętać, że poniższe formuły mają nam tylko pomóc zrozumieć zjawiska w nas zachodzące – nie są one w sposób ścisły odzwierciedleniem naszej wewnętrznej rzeczywistości.
Przyjmijmy więc następujące oznaczenia:
Śi – świadomość istoty
Śo – świadomość osobowości
Ni – poziom nieuświadomiony istoty
No – poziom nieuświadomiony osobowości
Pś = Śi/Śo – próg świadomości
Pn = Ni/No – próg nieuświadomienia
Puo = Śo/No – próg uświadomienia osobowości
Pui = Śi/Ni – próg uświadomienia istoty
Fś = Pś/Pn = (Śi*No)/(Śo*Ni) – współczynnik fraktalności świadomości
Na razie użyteczność tych wzorów wydaje się żadna, jednak przypiszmy te wartości symboliczne do przykładu z wieżą.
Śi – świadomość istoty; w przypadku wieży, to wszystkie pomieszczenia, które są w danym momencie obserwowane przez wszystkie postacie (zwykle większość pomieszczeń będzie pod obserwacją, niech wieża ma 100 pomieszczeń, a obserwowanych będzie 90, tzn. 100 postaci rozmieściło się po 100 pomieszczeniach w nierówny sposób)
Śo – świadomość osobowości; w przypadku wieży, to wszystkie pomieszczenia, które w danym momencie obserwuje osobowość (domyślnie 1)
Ni – poziom nieuświadomiony istoty; w przypadku wieży, to wszystkie pomieszczenia, których w danym momencie nie obserwuje jakakolwiek postać (ilość takich pustych pomieszczeń zwykle będzie niewielka, w tym przypadku 100-90=10)
No – poziom nieuświadomiony osobowości; w przypadku wieży, to wszystkie pomieszczenia, których w danym momencie nie obserwuje nasza osobowość (100-1=99)
Jeśli wszystkie powyższe wartości byśmy podstawili do wzoru na Fś, to uzyskamy: (90*99)/(1*10) = 891. To oczywiście tylko przykładowy wynik. Współczynnik fraktalności świadomości ma pokazywać jak bardzo sfraktalizowana jest świadomość. W tym wypadku tak wysoki wynik oznacza, że w naszej istocie powstaje bardzo dużo odrębnych poziomów podfraktalnych. Im większy jest wynik Fś, tym mamy w sobie większe poczucie oddzielenia – czy od samych siebie, czy to Wszechświata. Często się mówi o poczuciu jedności – patrząc na powyższy wzór zauważymy, że owa jedność będzie miała miejsce, gdy Fś=1. Jak uzyskać takie poczucie jedności? Ponownie posłużmy się wyobraźnią.
Wędrujemy naszą postacią po wieży. Ciężko nam doglądać wszystkich pomieszczeń, a przecież chcemy, aby były w jak najlepszym stanie. Wtem wpadamy na genialny pomysł – przecież w wieży są także inne postacie, może pomogą nam to miejsce uczynić lepszym. To zadanie jednak nie jest proste, gdyż musimy się z nimi porozumieć. Zaczynamy więc wędrować po piętrach i pomieszczeniach, chodząc stopniowo nabieramy kondycji. Rozmawiając z kolejnymi postaciami nabieramy wprawy w komunikacji. Gdy już udało nam się ze wszystkimi dogadać, zwołujemy spotkanie. W niedługim czasie, w jednym pomieszczeniu spotykają się wszystkie postacie. Razem ustalają, co robić dalej.
Moment, gdy wszystkie postacie spotkały się w jednym pomieszczeniu jest niezwykły. To moment doświadczenia jedności. To w takiej chwili udaje nam się (jako jeden ze sposobów) poczuć prawdziwą spójność w sobie. Jeśli spojrzymy na Fś, to jest on równy 1 (Fś = (Śi*No)/(Śo*Ni) = (1*99)/(1*99) = 99/99 = 1).
Praktycznie patrząc, abyśmy doszli do owego głębokiego poczucia jedności spełnić powinniśmy kilka warunków:
– znać siebie dobrze
– akceptować siebie (i wszystkie swoje aspekty -> nie jest potrzebne uwielbienie, wystarczy, że uważamy iż ‘dobrze jest jak jest’)
– być szczerzy sami ze sobą
– mieć ‘jakiś pomysł na siebie’ i wyraźnie się go trzymać
Uważny czytelnik natychmiast spostrzeże, że wymienione powyżej warunki wydają się mieć nie za wiele wspólnego z poczuciem jedności. Szczególnie dziwnie brzmi temat pomysłu na siebie… lecz w przypadku tej ‘metody’ jest to kluczowe. Powołując się na historyjkę z wieżą – gdy chcemy zorganizować zebranie, to stajemy się niejako liderem (tymczasowo). Od strony naszego wnętrza patrząc, jest to rodzaj charyzmy do samego/samej siebie. Zwykle polega to na konieczności wygenerowania dostatecznie wysokiej pewności siebie na poziomie osobowości – bo to jest ten aspekt, który ‘organizuje zebranie’. To nie czyni tego aspektu najważniejszym, a wręcz mogę powiedzieć, że każdy kto się wykaże tego typu pychą, doświadczy co najwyżej pozornego poczucia jedności, które to w konsekwencji jest bardzo przykre. Ten nasz osobowy lider wewnętrzny jest tym liderem tymczasowo i tak najlepiej do tego podejść. Każda późniejsza próba utrzymania stołka tworzy wewnętrzną opresję. Tutaj także warto dodać, że w szczególnych przypadkach wytworzenie wewnętrznego opresora może być nawet użyteczne – jednak są to wyjątki potwierdzające regułę.
Iście paradoksalne natomiast może wydawać się wybranie określonego pomysłu (na siebie). Technicznie patrząc, może nim być niemalże wszystko, do czego my na poziomie osobowości jesteśmy przekonani i do czego ‘wysłuchania’ potrafimy przekonać pozostałe aspekty. Jeszcze inaczej patrząc, potrzebujemy wewnętrznego pretekstu, aby w wieży zwołać zebranie.
Warto jeszcze dodać, że uzyskanie owego poczucia jedności poprzez spotkanie w jednym pomieszczeniu może odbyć się jeszcze w jeden sposób. Otóż możemy założyć, że postacie w wieży maszerują w miarę swobodnie – zdarza się, że teoretycznie zupełnie niezależnie od siebie ileś postaci po prostu postanowi odwiedzić jedno pomieszczenie. Jeśli w jednym pomieszczeniu nagle pojawia się ileś postaci na raz, to doświadczamy jakiegoś rodzaju olśnienia. Gdy wśród zebranych w jednej sali znajduje się także nasz aspekt osobowości, to olśnienie będzie świadome – wtedy objawia się nagłym zrozumieniem czegoś lub po prostu wygenerowałem zupełnie nowego pomysłu. Jeśli jednak nasz aspekt uświadomionej osobowości na owym przypadkowym zebraniu nie był obecny, to czujemy, że coś się zadziało, ale nie bardzo wiemy co.
Niespójność na poziomach
Ogólną zasadę niespójności na poziomach można przedstawić w następujący sposób:
Jeżeli jeden aspekt naszej egzystencji/świadomości/poziomu bytu zdoła wytworzyć silną i jednoznaczną wartość, która nie występuję w żadnym innym naszym aspekcie, to ‘uparte’ forsowanie tej wartości potrafi wytworzyć na tyle mocną osobliwość, że znajdzie ona pełne przełożenie na rzeczywistość objawioną.
Mówiąc prościej, jeśli dostatecznie mocno się na coś uprzemy, to to przeforsujemy (chcieć to móc). Zasada niespójności na poziomach ma więc zastosowanie wewnętrzne jak i zewnętrzne – możemy przeforsować coś w sobie, a możemy np. w społeczeństwie. W przypadku zastosowania wewnętrznego jest to właśnie próba doprowadzenia do wspominanego „zebrania w wieży”.
Warto zwrócić uwagę, że niezwykle często występuje silne przekonanie, iż powinniśmy koniecznie dążyć do uspójnienia. Takie uspójnianie się jest wręcz utożsamiane z jako takim rozwojem. Tymczasem uparte uznawanie niespójności za negatywną stanowi jedną z najsilniejszych blokad rozwojowych. Naturalnie pewne napiętnowanie niespójności ma uzasadnienie – faktycznie, gdy przesadzimy z ilością niespójności ‘zaczyna się dziać źle’ i to na wielu poziomach egzystencji. Wracają do przykładu z wieżą -> gdy jedna postać postanowiła zorganizować zebranie, to dzieje się dobrze. Co, jeśli nagle kilka postaci na raz postanowi być liderami? Kłótnia gotowa. Dlatego właśnie zbyt mocne rozwijanie niespójności prowadzi do rozbudowywania się wewnętrznej konfliktowości. Patrząc bardzo prosto, można powiedzieć, że w różne przesady warto wpadać od czasu do czasu, ale warto też te przesady szybko odpuszczać. Mamy ochotę zarwać nockę na dzikiej imprezie? Jak dopuścimy to, a jednocześnie znajdziemy w tym umiar to wręcz nam posłuży. Chcesz uzyskać lepsze rezultaty w treningu, więc robisz na 120% możliwości? To już sprawdzone, że taki trening od czasu do czasu jest potrzebny, ale regularne ćwiczenia nie mogą być forsowne jeśli chcemy uzyskać dobre rezultaty. Krótko mówiąc, użycie zasady niespójności przydaje się najbardziej, gdy chcemy dokonać jakiegoś przełomu – lecz do tego przełomu potrzebne są zasoby. Wewnętrznie patrząc, jeśli wcześniej nie odbyliśmy w wieży dyskusji z innymi postaciami, to nasza determinacja nie wystarczy do zorganizowania takiego zebrania. Jeżeli dopiero rozpoczynamy trening i od razu zaczniemy od maksimum obciążeń, to albo natychmiast się zmęczymy, albo doznamy kontuzji.
Spójność na poziomach
Dążenie do uspójnienia na poziomach wydaje nam się dużo bardziej naturalne. Faktycznie, rezultaty uspójnień zwykle są przyjemniejsze niż efekty niespójności. Gdy udaje nam się uzyskać spójność na poziomach to chętne potencjały płyną same i po prostu się udaje. Aby lepiej pojąć ten mechanizm ponownie wróćmy do wieży:
Twoja postać wędrująca po wieży zauważyła, że pozostałe postacie miotają się niezależnie. Każdy robi co chce – na pewno działanie wieży nie jest zoptymalizowane… Ale nie będziesz przecież Ty narzucać wszystkim innym postaciom swojego genialnego planu, prawda?
Po dłuższych spacerach po wieży zauważasz, że różne piętra lepiej nadają się do różnych funkcji. Oczywiście można zamontować teleskop na parterze, ale dużo lepiej się sprawdzi na górnych piętrach. Z kolei mikroskop może być równie dobrze używany na każdym piętrze, ale jest o wiele łatwiej, gdy znajduje się na dolnych piętrach – bo można w moment wyskoczyć za drzwi do lasu i pobrać próbki.
Segregujesz piętra. W rozmowach z pozostałymi postaciami dowiadujesz się, że mają podobne obserwacje. Co więcej, o ile postacie wędrują swobodnie, to jednak każda ma jakieś preferencje i częściej wybiera dane piętro niż inne…
Wnioski poszły dalej – już wiesz jak piętra obsadzić, żeby wszystko działało pięknie. Tylko jak przekazać to pozostałym? Tym razem nie możesz zwołać zebrania – część postaci jest tak pochłonięta swoimi sprawami na określonych piętrach, że na pewno nie przyjdą. Ty zaś nie możesz im kazać przyjść – po pierwsze oderwiesz ich od tego co robią dobrze, a przecież chodziło o optymalizację. Po drugie, nawet jeśli przekonasz do przyjścia, to się zorientują, że zostały oszukane – wywołasz konflikt. Po trzecie – robienie zebrania, które de facto wcale nie ma dążyć do dialogu wewnętrznego, tylko do opresyjnego przekonania pozostałych postaci, to już oczywista wojna. A gdyby tak zobaczyć kto jest w tej chwili liderami na danych piętrach i z nimi próbować ustalić zebrania na tych piętrach?
Okazuje się, że zwykle na danym piętrze jest paru potencjalnych liderów – najczęściej chętnie organizują zebrania. Ustalamy ich kluczowe stanowiska i zestawiamy ze stanowiskami z pozostałych pięter. Na im większej ilości pięter znajduje się wspólne stanowisko, tym większe porozumienie możemy uzyskać.
Powyższy przykład może brzmieć enigmatycznie, posłużmy się więc bardzo namacalnym. Powiedzmy, że na poziomie fizycznym (3 gęstość = 3 piętro) chcemy wreszcie mieć swój upragniony dom. Tutaj realizacja „zebrania” jest dość oczywista – sprawdzamy zasobność naszego portfela (gotówka, zdolność kredytowa), nasze umiejętności budowlane, ewentualne fizyczne pomoce (ludzie do pracy, rodzina do pomocy, narzędzia) oraz teren budowy (pożądana lokalizacja i jej dostępność). Na potrzeby przykładu przyjmijmy, że na poziomie materialnym kalkulacja wskazuje, iż stać nas na dom. Dobrze – to już konkretny start. Czy jednak sam poziom materialny to wszystko co nam potrzebne, aby dom powstał? Jest to czynnik fundamentalny, jednak nie jedyny. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy z natury podróżnikiem. W naszym umyśle (4 gęstość = 4 piętro) zaświtał właśnie pomysł na wycieczkę do Amazonii w celu poszukiwania zaginionego plemienia (i związanych z tym doświadczeń). Taki pomysł (4g – czwarta gęstość) jest zdecydowanie niespójny z jego materialną potrzebą (3g – trzecia gęstość) – nie dość, że podróż kosztuje, nie upilnujemy w tym czasie budowy domu, to jeszcze musielibyśmy brać bezpłatny urlop z pracy i w tym czasie nic nie zarobimy… No chyba, że – to jest myśl (4g)!– wybierzemy się w upragnione miejsce jako organizator wyprawy i jeszcze na tym zarobimy! Taki plan wydaje się mieć sens – tutaj widzimy, jak ewentualnie można pogodzić lidera z 3 piętra z innym liderem z 4 pietra. Nasza spójność wzrosła, a tym samym szansa na realizację budowy również.
Skorzystajmy z przykładu i sprawdźmy, czy z innymi piętrami da się to pogodzić, tak, aby nasze szanse były jeszcze większe. Wszak wyprawa do Amazonii może być całkiem konkretnym wyzwaniem, także dla naszego ciała. Owszem, podróżowaliśmy już, ale mniej egzotycznie. Co więcej, gdy jestem organizatorem tej wycieczki i chcę na niej zarobić, to nie mogę się w trakcie podróży rozchorować. Dodatkowo na wycieczce atrakcją dodatkową byłoby testowanie napitków od lokalnych szamanów, tak aby uzyskać kontakt ze sobą i duchami przyrody (2gęstość = 2g = 2 piętro). Jeśli wiemy, jak z takim czymś należy pracować, to dobra nasza – bo nie tylko zrobimy ciekawą wycieczkę, zarobimy, ale także mamy szansę uzyskać uzdrowienie i głębokie doświadczenia – w tej sytuacji mielibyśmy już spójność na piętrach/gęstościach 2, 3 i 4. Jeśli jednak z owymi napitkami pracować nie umiemy, to nasza wyprawa jest ryzykowana. Możemy wtedy zrezygnować z próby uspójnienia się na 2g – wyprawa nie zakłada wtedy kontaktu z szamanami, jest mniej ryzykowna, ale i mniej atrakcyjna – zarobimy mniej lub w ogóle nie zbierzemy chętnych. Możemy też pomimo braku spójności z 2g podjąć ryzyko – liczymy, że jakoś to będzie i spróbujemy swoich sił z napitkami. Mamy więc tylko spójność pomiędzy 3g o 4g, zaś niespójność z 2g może nam to rozbić. W wyniku tych wszystkich rozważań pojawić się może myśl (4g), że należy zrezygnować z wyprawy. Jest to zarzewie wewnętrznego konfliktu – bijemy się teraz z własnymi myślami. Liderzy na 4piętrze mają rozbieżne zdania. Jeżeli znajdzie się dość silny lider rozsądku i wygra on z liderem przygody, to może zarządzić, iż potrzebę przygody odsuwamy na kiedy indziej -> nie robimy żadnej wyprawy i po prostu skupiamy całą uwagę na budowie domu. Nasza spójność na poziomach jest wątpliwa. W prawdzie mamy teraz zgodę lidera 3g i 4g – lecz ten na 4g trzyma władzę siłą (umysł w ryzach – dyskomfort psychiczny). Na nasze szczęście, lider rozsądku może załagodzić konflikt i pertraktować z liderem przygody. Wszak sama budowa domu może być niezwykłą przygodą – jest to coś, czego jeszcze nie robiliśmy. Jeśli sami sobie przedstawimy to w dostatecznie dobrym świetle, to możliwe jest zupełne wyeliminowanie konfliktu w umyśle. Tutaj warto dodać, że obietnica przygody dla lidera przygody z 4g powinna być spełniona – inaczej stracimy zaufanie sami do siebie i konsekwencje mogą być dużo dotkliwsze niż przeszkadzanie w budowie domu.
Załóżmy więc dalej, że pogodziliśmy się z budową domu. Mamy spójność wewnętrzną na 4g, zasoby na 3g, a do tego nasza kondycja (2g) powinna w zupełności wystarczyć do upilnowania budowy. Taka spójność na 3 poziomach to już dużo. Nadal jednak to nie wszystko. Głęboko czujemy, że w naszym życiu chodzi o coś więcej ( 5 piętro = 5 gęstość = 5g). Czy zatem z tym poczuciem nasz plan budowy jest zgodny? Jeśli tak, to rewelacja – mamy spójność na gęstościach od 2 do 5. W praktyce spójność na tych wszystkich poziomach to już praktycznie gwarancja sukcesu. A jeśli byłaby niespójność to co możemy z tym zrobić ? Aby móc kontynuować nasze praktyczne rozważania potrzebujemy lepiej zrozumieć owe piętra -> zastanówmy się czym konkretnie są owe gęstości i jak działają.
Gęstości wszechświata – poziomy bytu i istności
Na początku warto od razu zaznaczyć, że gęstości występują tylko w strumieniu wewnętrznym Wszechświata i ten artykuł nie będzie próbować ukazać interakcji pomiędzy strumieniem wewnętrznym, a zewnętrznym. Uprośćmy, że cały Wszechświat jest wyrazem pola możliwości i niemożliwości Rdzenia (Boga, Absolutu, Źródła itp.). Kolejne uproszczenie to podział na strumienie: strumień zewnętrzny to pole możliwości w nieistnieniu, zaś wewnętrzny to pole możliwości i niemożliwości w istnieniu. Nieistniejące niemożliwości na strumieniu zewnętrznym działają na strumień wewnętrzny ‘dziurawiąco’ – powstają luki informacyjne, które nazywamy nieciągłościami. Dalej, w strumieniu wewnętrznym wyróżniamy dwa rodzaje przestrzeni (ponownie uproszczenie): przestrzeń fazową i egzystencjalną. Przestrzeń fazowa jest polem potencjałów – potencjały te, to możliwości, które istnieją i mogą się wyrazić. Przestrzeń egzystencjalna jest przepełniona życiem – w tym ujęciu życie jest istnieniem, które aktywnie wyraża się z pola możliwości.
Kolejne duże uproszczenie dotyczy świadomości. Byty to świadomości na przestrzeni fazowej. Istoty to świadomości na przestrzeni egzystencjalnej. W praktyce, najczęściej świadomość bytu objawia się w istocie. Jeśli więc spojrzymy z perspektywy przyczyny i skutku (a to tylko bardzo uboga poznawczo perspektywa), to byt jest przyczyną, a istota skutkiem. Świadomość jako taka może być rozumiana z perspektywy charakterów (jakości) Rdzenia. Rdzeń poprzez strumienie charakteru emituje do Wszechświata swoje charaktery. Strumienie charakteru Rdzenia wchodzą w interakcję ze strumieniami Wszechświata. Możliwość relacyjna, jaką jest istnienie interakcji pomiędzy strumieniami charakteru Rdzenia, a strumieniem wewnętrznym Wszechświata, rodzi świadomość. Powstaje w ten sposób zaawansowana sieć relacji -> z tego rodzą się tzw. siatki świadomości (lub diamentowe siatki świadomości = DSŚ). Ponieważ możliwe są różne interakcje, to udaje się wyróżnić różne DSŚ, reprezentujące różne grupy jakości relacyjnych – w sumie 7. Owe jakości relacyjne zostaną opisane w innym artykule. Tymczasem pragnę uprzedzić oczywiste pytanie czytelników -> czemu akurat 7? Odpowiedź ogólna jest prosta: dokonany podział z perspektywy charakterów Rdzenia daje wygodny i oczywisty podział właśnie na tyle grup jakości relacyjnych. Siatki świadomości da się oczywiście zakwalifikować w zupełnie inny sposób, spojrzeć z innej strony i tym samym uzyskać zupełnie inną wartość liczbową. Na potrzeby jasności modelu pozostanę jednak tylko przy opcji 7 siatek świadomości.
Same siatki świadomości, a w zasadzie reprezentowane przezeń grupy jakości relacji, wchodzą pomiędzy sobą w interakcję. Żeby było nam prościej nazwijmy DSŚ kolejno: A,B,C,D,E,F i G. Wszystkie możliwe wariacje możliwości istnieją, a więc dla przykładu siatka A kombinuje się sama ze sobą, kombinuje się z każdą inną siatką z osobna, kombinuje się z każdą możliwą parą z osobna itd. aż wreszcie wszystkie siatki kombinują się ze sobą na raz. Ilość tych wszystkich możliwości jest na tyle duża, że opisanie wszystkich stanowiłoby zupełnie niepraktyczny model. Zamiast tego możemy te kombinacje posegregować wedle zagęszczeń możliwości. Najmniejsze zagęszczenie możliwości daje nam interakcja siatki samej ze sobą, czyli mamy samotne: A,B,C,D, E, F i G. Czyli każda siatka świadomości wchodząca w relację sama ze sobą daje najmniejsze zagęszczenie możliwości – jest to umownie najniższa, pierwsza gęstość Wszechświata.
Druga gęstość to wszystkie możliwe pary relacji DSŚ, czyli AB, AC…AG, BC…BG,…..FG.
Trzecia gęstość to wszystkie potrójne kombinacje DŚŚ, czyli ABC, ABD…AFG…EFG.
Czwarta gęstość to wszystkie poczwórne kombinacje DŚŚ, czyli ABCD, ABCE… AEFG….DEFG.
Piąta gęstość to wszystkie pięciokrotne kombinacje DSŚ, czyli ABCDE, ABCDF…ADEFG…CDEFG.
Szósta gęstość to wszystkie sześciokrotne kombinacje DŚŚ, czyli ABCDEF, ABCDEG, ABCDFG, ABCEFG, ABDEFG, ACDEFG, BCDEFG.
Siódma gęstość to pełna kombinacja DŚŚ, czyli wszystkie na raz wchodzą w relację ze sobą: ABCDEFG.
Gęstości Wszechświata to poziomy zagęszczeń relacji DSŚ.
Powyższe wyniki warto podsumować. Na 1g mamy w sumie 7 osobnych możliwości. Na 2g mamy w sumie 21 osobnych możliwości. Na 3g mamy 35. Na 4g również 35. Na 5g mamy 21. Na 6g mamy 7. Na 7g mamy jedną możliwość. Na różnych gęstościach mamy więc różne ilości osobnych światów – kosmosów (w sumie 127). Nasz tzw. obserwowalny Wszechświat nie jest de facto zbiorem światów w podanym przeze mnie rozumieniu, lecz jest jedynie jednym z kosmosów gęstości trzeciej.
Prawie wszystkie byty bytują na wszystkich 7 gęstościach jednocześnie. Prawie wszystkie istoty istnieją na wszystkich 7 gęstościach, a większość z nich żyje na co najmniej jednej z gęstości.
Powyższe warto przełożyć na ‘ludzką’ i ‘ziemską’ perspektywę. 3g to poziom dla nas najbardziej zauważalny – to to, co potocznie określamy materią. Nasze ciała fizyczne, to ciała 3cio gęstościowe. Nasze umysły znajdują się na 4g – ciała 4to gęstościowe. Na 2g znajdują się nasze ciała eteryczne – odpowiedzialne głównie za naszą energetykę (siły życiowe, w innych systemach to mniej więcej to samo co energia Ki lub prana). 5g to poziom, który czasem jest odbierany jako świat dusz lub poziom idei (podobny do Platońskich nieśmiertelnych dusz i idei) – ciała tutaj się znajdujące nie są jednak nieśmiertelne, lecz po prostu na tyle rozbudowane i długowieczne, że z ludzkiej perspektywy wieczne. Również idee z tego poziomu potrafią trwać dłużej niż całe cywilizacje – nic dziwnego, że powstaje wrażenie nieśmiertelności. 1g to poziom chaosu, wręcz czystego chaosu. W dużej mierze to ten poziom jest odpowiedzialny za świat kwantowy – absolutnie nie można postawić znaku równości, raczej należy rozumieć, że działanie 1g jest jakby przyczyną znacznej części mechanizmów kwantowych (a więc świat kwantowy jest tylko objawem). Na 6g istnieje czysta świadomość (bez struktury) jak i czysta potencjałowość (czyli zbiór możliwości możliwych do wyrażenia poprzez istotę). 7g to poziom tzw. jedności – tutaj wszystkie jakości się łączą, znikają granice pomiędzy istotami, zaś bytność płynnie przechodzi w istnienie. Praktycznie każdy człowiek jest istotą wielogęstościową, a zdecydowana większość funkcjonuje na wszystkich gęstościach jednocześnie.
Odnosząc się do przypowiastki o wieży – jako człowiek jesteśmy jedną z postaci w wieży. Jako istota jesteśmy wszystkimi postaciami we wieży. Jako byt jesteśmy całą wieżą. Jako człowiek względnie sprawnie potrafimy wędrować po niektórych piętrach (2,3,4), pozostałe wymagają praktyki. Jednakże, to, że potrafimy potencjalnie powędrować na każde piętro nie jest niestety równe zdolności do „zadomowienia się tam”.
Przejawienie na gęstościach
Jako osobowości mamy różne preferencje i zapotrzebowania. Także i symbolicznie – postacie w wieży preferują różne pomieszczenia oraz różne relacje. Powyżej pokazałem ogólną charakterystykę gęstości, a więc pięter wieży.
Obserwując naturę często mamy okazję zauważyć, że jej „architektura” opiera się na elementach prostych, pasujących i proporcjonalnych. Określone segmenty płynnie przechodzą w siebie, lecz bardzo rzadko mają dokładnie ten sam rozmiar. Podobnie jest z naszą wieżą – piętra płynnie przechodzą jedno w drugie, lecz bardzo rzadko są tej samej wielkości – to odróżnia ją od ‘architektury’ typowego wieżowca (warto uniknąć takiego wyobrażenia).
Przejawianie się naszego bytu określa symboliczną wielkość piętra na każdej z gęstości.
Przejawienie się naszej istoty określa symboliczną ilość postaci na konkretnych piętrach.
Przejawianie się naszego bytu, czyli owe wielkości pięter odzwierciedlają ilość możliwości jakie wyłania poprzez siebie byt na przestrzeń. Tym samym stanowi to dosłownie nasz limit pojemności świadomościowej na określonych gęstościach. Inaczej mówiąc, na każdej gęstości posiadamy odrębną wielkość przestrzeni świadomości jaką możemy potencjalnie zagospodarować. Przejawienie się naszej istoty reprezentuje ilość tych możliwości w czynie – w praktyce więc aktywnie posiadaną świadomość. Zwykle rozwój świadomości odbywa się poprzez zagospodarowywanie kolejnych możliwości – mamy na to znaczny wpływ, tym bardziej, że głównym motorem są po prostu doświadczenia, przy czym niezbędna jest ich różnorodność. Gdy jednak widzimy już wielką budowlę, jest ona mocno zagospodarowana, na każdym piętrze jest pełno mieszkańców, to bardzo ciężko jest rozbudowywać lub przebudowywać piętra. Jeśli więc chcemy dokonać tak generalnego remontu, to czasem niezbędne jest wyprowadzenie się wszystkich mieszkańców -> i najczęściej tak się właśnie dzieje. Gdy już nasz byt przepełni się istnością, a więc też i świadomością, a jednocześnie na którymś poziomie wyczerpią się zasoby możliwości, wtedy na różne sposoby domykany jest cykl ewolucyjny. W tym właśnie ujęciu cykl ewolucyjny to zjawisko aktywnego wyłaniania się istoty z bytu, aż do momentu zaprzestania owego wyłaniania – czyli od „otwarcia” do „zamknięcia”.
Praktycznie patrząc, z naszej ludzkiej perspektywy, bardzo trudne jest przearanżowanie owych pięter – prawie niemożliwe. Mamy więc minimalny wpływ na to jakim „polem możliwości” jesteśmy. Za to jako istoty i jako my osobowi, reprezentujący mieszkańców wieży, mamy znakomity wpływ zarówno na to gdzie się w wieży znajdziemy, a także jak ją zaaranżujemy. Czyli po prostu od nas zależy jak wykorzystamy posiadane możliwości.
Rozwój w (nie)przejawieniu
Większość ludzi zajmujących się tzw. rozwojem duchowym utożsamia go z rozwojem świadomości. Jest to bardzo wygodne twierdzenie i wielu momentach naszego życia kierowanie się tak radyklanym uproszczeniem jest po prostu skuteczne. Skuteczność wynika z prostoty, jasności i tego, iż łatwo uzyskać motywację. Przy założeniu, że celem jest świadomość, łatwo dojść do wniosku, że należy się wspinać na kolejne piętra, uzyskiwać większą świadomość, zbierać doświadczenia. Na tym etapie nadal jest wygodnie. W tym momencie z łatwością każdemu doświadczeniu nadamy celowość, a każdej naszej decyzji wartość. Co więcej fakt doświadczania kolejnych doznań lub stanów świadomości utożsamiany jest ze zwycięstwem – czujemy się władcami siebie i swojego rozwoju. Jednakże taki sposób myślenia w dłuższej perspektywie czasu to coraz bardziej zaciskająca się pętla na szyi…
Na im wyższe piętra się wspinamy, tym większej wieloznaczności doświadczamy. Umysł, który się nauczył, że zdobywanie „nagrody”, jaką jest podnoszenie samooceny z tytułu czucia się zwycięzcą, który to jednoznacznie zdobywa szczyty świadomości, jest umysłem bardzo zagrożonym. Napotykana świadomość pokazuje nam różne obrazy – i nie wszystkie da się w pełni poprawnie przełożyć na umysł lub na ludzkie odczucia. Stoimy więc przed wyborem – albo zignorujemy problem przekładania treści albo uznamy, że coś trzeba z tym zrobić. Ponieważ dotąd kierowaliśmy się prostą zasadą, to nasz umysł przyjmie wygodne rozwiązanie – po prostu zaprzestanie prób przekładania. Chwilę później mamy już nawyk lenistwa umysłowego, albo wręcz umysł chwalący się i czujący się jako zwycięzca, bo nie daliśmy się wmanewrować w grę umysłu (paradoks – bo właśnie wpadliśmy w grę) polegającą na konieczności racjonalizacji doświadczeń. W tym momencie wielu ludzi właśnie racjonalizuje swoje niekompetencje, bardzo często twierdząc, że sprowadzają to do poziomu serca. Inaczej mówiąc, uczucia są stawiane ponad głębsze rozumienie (i poszukiwanie). Oczywiście leniwy umysł przyjmuje jeden z dwóch torów – albo odrzucamy racjonalizację albo odczucia! Identycznie więc błędnym kołem jest uznanie ważności racjonalizacji bez uznania ważności odczuć -> po co mam odczuwać, skoro mogę racjonalizować (niby wiedzieć)? Obie postawy z czasem prowadzą do poważnych braków na ludzkim poziomie, głębokiej nierównowagi w umyśle i niejednokrotnie do choroby psychicznej. Widoczne przedsmaki takiego stanu to poczucia lub stwierdzenia: „nie dam się już wciągnąć w grę <<głupiego>> umysłu”, „umysłem i tak tego nie ogarniesz”, „nie dam się wrobić w sentymentalizm”, „nie kierują mną emocje, jestem ponad to”.
Jeżeli jednak krok wcześniej, napotykając różne meandry rozwoju uznaliśmy, że jednak należy coś z tym zrobić, to niestety również wpadamy w pewien schemat. Cały czas skupieni na rozwoju poprzez świadomość dochodzimy do różnych odczuć, myśli, zjawisk z jakimi w danym momencie nie możemy sobie poradzić. Zaczynamy więc przewartościowywać -> napotykam coś co nie pasuje do obrazka, ale nie wolno mi tego odrzucić, więc przekonwertuję to na swoją modłę. W tym momencie muszę zaznaczyć ponownie, że w pewnych sytuacjach owa postawa jest bardzo przydatna – zaczynamy budować wnętrze naszego umysłu. Jeśli jednak owa budowa umysłu podparta jest nałogiem zwycięzcy rozwojowego, to zupełnie naturalnie wpadamy w uzależnienie od samego budowania umysłu. W dalszej konsekwencji rozbudowany umysł zaczyna sam siebie bronić, a że jest nałogowcem, do tego jest już wprawny w tłumaczeniu sobie wszystkiego, to za nic owej postawy nie porzuci. Koniec końców, nawet jeżeli zajęliśmy się zbalansowaniem racjonalizacji i odczuć, to i tak kończymy z umysłem wszech usprawiedliwiającym, który jest odcięty od realnego wymiaru doświadczenia. Stajemy się więc zamknięci, jedynie tyle, że jeden krok dalej. Czy jest zatem wyjście z tego dość nihilistycznego obrazu? Jest ich co najmniej kilka.
Rozwój a przejawienie
Na samym wstępie tego artykułu wspomniałem, że zwykle ważniejsza jest zdolność do szybkiego podróżowania po piętrach, aniżeli samo się na nie wspinanie. Mówiąc bardziej dosadnie, proponuję przynajmniej zastanowić się nad możliwością odrzucenia paradygmatu „rozwoju jako wspinania się”. Na szczęście w tym momencie wychodzimy wreszcie z jaskini, czy jak ktoś woli pudełka i widzimy światło… bardzo dużo światła. Okazuje się bowiem, że nie jest większym problemem definiowanie rozwoju zupełnie inaczej.
W znacznej części przypadków, w pierwszej kolejności próbujemy zdefiniować rozwój poprzez swą ludzką perspektywę. Zasadniczo dochodzimy do wniosku, że rozwojowe jest to, co spełnia jednocześnie nasze ambicje i potrzeby. Jest to bardzo dobry start. Po chwili sam rozwój zaczynamy odbierać jako wzrastanie – stopniowo buduje się w nas pewna obligacja do wypełniania siebie. Teraz zrozumienie przejawienia okaże się niezwykle przydatne. Gdy sami siebie obligujemy do wypełniania, to na określonym poziomie wypełnianie będzie szybko postępować. Z chwilą, gdy zauważymy, że już trudno nam się na danym poziomie bardziej wypełnić, naturalnym staje się poszukiwanie nowych obszarów do zajęcia. Jeśli nie odpuściliśmy motywu wspinaczki, to koniecznie chcemy się wspinać. Konsekwencje byłyby liczne: przeciwstawienie sobie (wewnętrzna konieczność pokonania siebie), niechęć do ograniczeń, zmniejszenie auto refleksyjności, jednostronność treściowa oraz wpadanie w błąd cykliczności poznawczej (zbyt łatwe przypisywanie wartości do powtarzalnych w naszym polu poznawczym schematów). Wróćmy więc do momentu, gdy czujemy, że chcemy się czymś wypełnić. Może to być zarówno wewnętrzne, albo zewnętrzne. Jednakże kojarzy nam się z przymusem, zwykle pewną barierą, którą pragniemy pokonać. Z perspektywy przejawienia, nasza istota pragnie swoje potencjały, jako możliwości przejawić w naszych strukturach. W tym wypadku jedyną barierą jest gotowość struktury do przyjęcia (wyświetlenia) tych możliwości. Niczego nie trzeba przekraczać, nigdzie się wspinać. To znowu prowadzi do prostego wniosku: poznaj siebie i zaakceptuj to, czym jesteś. Jest to bardzo intuicyjny krok, który ludzie od zawsze realizują. Na nasze nieszczęście, ten krok jest aż i tylko przedsionkiem. Owa akceptacja siebie jest przygotowaniem swoich struktur jako naczynia, w które może się wlać nowa treść. Bez więc owych wlewów, a więc przejawienia, dochodzimy do absurdalnych postaw w stylu: „jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz”, „jestem taka wredna/jestem takim skurwielem, ale przynajmniej się do tego przyznaję”. Naturalnie, motyw wspinaczkowego rozwoju, przynajmniej teoretycznie powstał jako próba przeciwstawienia się powyższym absurdom. Faktycznie poprawny rozwój poprzez przejawienie można by zamknąć w 3 krokach:
- Akceptacja siebie
- Przygotowanie na wypełnienie
- Aktywne wypełnianie
Aby być przygotowanym na wypełnianie trzeba jednak znaleźć sposób, żeby zobaczyć siebie poza ludzką osobowością. Możemy to zrobić na bardzo wiele sposobów – zaczynając od medytacji i kontemplacji, przechodząc przez separację (i powroty) do swojej osobowości w wyniku przeładowujących doświadczeń, a kończąc na radykalnych próbach udowodnienia nie istnienia niczego poza ego. Gdy wreszcie zaklika, poczujemy chociaż jeden raz, że jest coś więcej i to odczucie potrafimy przywołać, to mamy otwarte wrota do fazy 3. W tym momencie zadanie teoretycznie najprostsze. Bo oto czujemy siebie jako osobowość, czujemy, że jest coś poza, czujemy, że to poza może być w nas i nawet wiemy, że możemy to wpuścić. Jedyne, co musimy z tym robić, to tym aktywnie żyć. Być tym na co dzień. Spełniać się w byciu coraz bardziej. No chyba, że rodzinka już nam wybrała drogę zawodową lub społeczeństwo ma dla nas gotową rolę, a my, mimo że tego nie czujemy, realizujemy ten plan pokornie. Nie mam tutaj drogi czytelniku na myśli uwznioślenia postawy buntowniczej. Chodzi po prostu o to, żeby bez względu na okoliczności robić „swoje”. Przy czym to „swoje” działa dobrze dopiero po pierwszych dwóch krokach. Jeśli od razu chcemy „robić swoje”, to prawie na pewno odtwarzamy pewien trybik systemu. Pojawiająca się wątpliwość, czy zatem rozwój poprzez przejawienie jest drogą rozwojową dla każdego, jest uzasadniona. W realnych warunkach ziemskich nie każdy znajdzie siłę, aby po prostu robić swoje. No i jeszcze to „swoje” trzeba faktycznie robić. Sportowcem nie będziesz, jak trening nie będzie Twoją codzienną rutyną. Głębie wewnętrznych treści poznasz kontemplując w niemalże każdej wolnej chwili, nie zaś na weekendowym kursie medytacji (to dobra rozgrzewka…). Mówiąc najprościej to, czym jesteś, coraz bardziej musi przejawiać się w twoim życiu ciągle. Wszelkie gry pozorów zawiodą – możesz oszukać ludzi, możesz oszukać część swojego ego, ale istota albo się w Tobie przejawi i wypełni Ciebie treściami (i to się czuje) albo stajesz się opakowaniem bez zawartości.
Zewnętrznie, z dość dobrą trafnością można ocenić, czy ktoś rozwija się poprzez przejawienie. Po pierwsze treści, czy też sposoby jakimi się wypełnia, powinny tej osobie towarzyszyć przez całe życie. Po drugie – łatwo, poprzez szereg pytań można zobaczyć, czy człowiek faktycznie tym żyje (nie chodzi o samą wiedzę – nikt nie wie wszystkiego w danej dziedzinie, chociaż ciężko, żeby ktoś danym tematem żył, a wykładał się na wiedzy podstawowej…). Po trzecie, gdy kogoś dane treści przepełniają, to emanuje nimi praktycznie non stop – szczególnie dobrze to widać, gdy ktoś jest zmęczony, nie w humorze, lub nie ma publiki (tak – to czasem trudne do ustalenia). W każdym razie człowiek żyjący danymi treściami nie będzie się bał i unikał ich weryfikacji (pomijam ekstrema, gdzie np. przyznanie się do pewnych poglądów grozi utratą życia). Także, gdy pytając otrzymujemy odpowiedź w stylu: „czego tak drążysz temat?”, „po co Ci potrzebne to wiedzieć?” – możemy być bliscy pewności, że dana osoba nie żyje tym tematem, a co najwyżej go asymiluje.
Po raz kolejny, pisząc ten artykuł liczę też na baczność i krytyczność czytelnika. Powyższy opis zawiera kilka luk, a w szczególności… Czy wypełnianie się wyłącznie przez przejawienie z własnej istoty nie będzie zamknięciem, skrajnym egocentryzmem czy po prostu megalomanią? Tak się składa, że może być jak najbardziej. Jednakże, po pierwsze i tak formy zewnętrzne mają na nas wpływ i twierdzenie o całkowitej izolacji jest w najlepszym wypadku poważnym nieporozumieniem, a w gorszym celową manipulacją. Po drugie, to właśnie poprzez naszą istotę zwykle najprościej skomunikować się z treściami zewnętrznymi. Mówiąc najprościej, nasza istota funkcjonuje już poza strukturami – pozwala więc na bezpośrednie przenoszenie treści oraz potencjałów. Faktycznie, to da się także wykonać na poziomie strukturalnym, wtedy jednak powstaje swoista zabawa w głuchy telefon. Musimy najpierw zobligować naszą strukturę (ciało, umysł itp.), aby w ogóle zechciała porzucić lęk poznawczy (nie przyjmę czegoś z zewnątrz, bo nie wiem, co to robi i może mi zaszkodzić!). Następnie trzeba się porozumieć z inną strukturą. Jak już wreszcie odbieramy jakiś sygnał, to jest on przetworzoną wersją treści poprzez model poznawczy zewnętrznej struktury. Wreszcie my też przepuścimy przez własne filtry. Dlatego zwykle rozwój poprzez przejawienie (własnej istoty) jest prostszy i efektywniejszy. Owy rodzaj połączenia (z istotą lub jedność pomiędzy istotami) jest często zamykany w szufladce pod nazwą: „droga serca”. W powszechnym rozumieniu droga serca oznacza kierowanie się swoimi odczuciami. Ta prosta definicja oddawałaby dużo lepiej i przystępniej praktykę rozwoju poprzez przejawienie, gdyby nie fakt, że zwykle jest to raczej lotne hasło. Bardzo często odczucia są przykryte przez emocje, często też przez różne nieuświadomione programy. Co więcej, niestety droga serca jest często wybierana jako wytrych dla ludzi, którzy pragną czegoś uparcie unikać (prawdy, weryfikacji, życia, odpowiedzialności, własnych niedoborów strukturalnych). Na całe szczęście jest też niemałe grono ludzi, którzy przynajmniej szukają w tej drodze faktycznie siebie i siebie odnajdują. Ażeby było ciekawiej, to istnieje pewna bardzo korzystna implikacja bezpośredniego przykrywania odczuć emocjami.
Przejawianie bytu w życiu
Teoretycznie „łańcuszek” jest prosty: Byt ze swoich możliwości i niemożliwości wyraża (przejawia) możliwości w istocie (jako istota), zaś istota wyraża (przejawia) swoje możliwości jako życie. Ta reguła jest jednak tylko uproszczonym opisem i nie oddaje całej palety. Przede wszystkim, byt może przejawiać się bezpośrednio w życiu, niejako z pominięciem istoty. W przypadku nas, ludzi, odbywa się to głównie za sprawą emocji. Można uprościć, że nasz mały rdzeń (centrum) na czwartej gęstości w pewnych warunkach znakomicie komunikuje się z małym rdzeniem na siódmej gęstości. Tym warunkiem jest na tyle silne pobudzenie umysłu, że nie jest on w stanie tego unieść i w efekcie kieruje swoje ciągi informacyjne do środka (implozja). Praktycznie w tym samym momencie przez naszą osobowość zaczynają przepływać charaktery rdzenia w sposób bezpośredni – te same które niejako dają początek naszemu bytowi. W tym wypadku silny temperament ułatwia sprawę. Niestety muszę lekko ostudzić zapęd przed wysnuciem wniosku, że wystarczy, iż będę w silnych emocjach, a daje mi to bezpośrednie połączenie z Rdzeniem (Bogiem). Emocja, która ową łączność daje, musi być niezwykle kompatybilna zarówno z charakterem Rdzenia jaki ma zaprezentować, a także odzwierciedlać nas możliwie wprost. Tutaj ponownie intuicja ludzka mówiąca o emocjach/uczuciach płynących prosto z serca ma wiele racji. Po prostu żadne zakłamanie nie przejdzie.
Jest jeszcze jedna, bardzo wymowna perspektywa ukazująca jak byt przejawia się bezpośrednio w życiu. Otóż jak już wspominałem byt reprezentuje możliwości i niemożliwości. Istota jest możliwościami – nie zna niemożliwości, lub nawet dosadniej, z perspektywy istoty niemożliwe nie istnieje. Tym samym istota nie potrafi w sposób bezpośredni doświadczyć ograniczeń. Co innego na poziomie życia – tutaj chyba nie mamy wątpliwości co do możliwości doświadczania ograniczeń. Tak się dodatkowo składa, że byt posiada swoje określone nieciągłości. Na poziomie życia to te obszary niezapisane, w których to, przynajmniej potencjalnie możemy zadecydować jak je zapisać. Zapisu tego nie możemy pobrać z istoty, bo ona „nie widzi dziury”. Zamiast tego silne przejawianie się naszej istoty potrafi wytworzyć na poziomie życia na tyle zindywidualizowaną świadomość, że ma ona szanse zapisać nieciągłość wedle własnego zmysłu (nie kopiując). Tym sposobem zazębia się nam w rozwoju przejawianie i bytu i istoty. Co więcej widzimy regułę, że same emocje spływające na osobowość być może mogą połączyć z charakterami Rdzenia, lecz nie uzupełnią nieciągłości naszego bytu, jeśli nie mamy dostatecznej świadomości (istoty).
Efekty przejawień na określonych gęstościach (poziomach)
Pisząc poniżej o przejawieniach będę mieć na myśli głównie przejawianie się naszej istoty, a więc tego fragmentu naszego bytu, który uczestniczy czynnie w cyklu ewolucyjnym. Najbardziej powszechnym modelem ewolucyjnym, postrzeganym z naszej liniowej perspektywy czasu, jest przejawienie się istoty z bytu od razu na wszystkich gęstościach wszechświata na raz. Patrząc na to z perspektywy historyjki o wieży, to najpierw powstaje wieża. Następnie zostaje ona zamieszkana przez postacie, lecz te wchodzą do gotowego budynku głównie przez parter – czyli w domyśle nasza ewolucja zwykle zaczyna się od pierwszej gęstości. Przypomnę tylko, że przejawienie się istoty (z bytu) na danej gęstości symbolicznie jest odzwierciedlone wielkością piętra wieży, zaś przejawienie życia z istoty jako ilość postaci. Mając na myśli duże przejawienie mam na myśli, że na danej gęstości, w naszej istocie istnieje wiele możliwości do wykorzystania. Analogicznie w przypadku małego przejawienia.
Poniżej opis efektów przejawień obserwowalnych z ludzkiego poziomu:
Pierwsza gęstość
- Duże przejawienie 1g
Ludzie, którzy mają duże przejawienie na pierwszej gęstości cechują się wrodzoną ciekawością i tendencją do rozdrabniania. Im bardziej przestrzeń ta jest przepracowana, tym bardziej fundamentalny wgląd w rzeczywistość znajduję się w zasięgu takiej osoby. Człowiek taki potrafi podważyć dosłownie wszystko, łącznie z zasadnością swojego istnienia. Dobre przepracowanie daje gwarancje płynności procesu poznawczego -> bez względu na kolejne odkrycia i ich wagę, taka osoba nie stanie w miejscu, będzie szukać dalej, wiedząc, że „jest coś więcej”. Poszukiwania przypominają nie tylko dzielenie włosa na cztery ale na osiem 😊 Jednak płynne nasycenie tymi „drobiazgami” pozwala na budowanie zaawansowanych map poznawczych, które później mogą być bardzo dobrą wykładnią na innych poziomach. Nasycenie na 1gęstości nie daje wszechwiedzy ani oświecenia – staje się za to znakomitym narzędziem pracy z dowolnym poziomem poznawczym. Często badacze, naukowcy, filozofowie będą mieli duże przejawienie na 1g.
Jeśli przejawienie jest duże, a przepracowanie małe, to człowiek taki gubi się we własnym chaosie. Rozbija własne działania, zaś myśli zagłuszają same siebie i w efekcie trudna jest twórcza synteza. Osoba taka czuje wiele, lecz jest na tyle przepełniona wątpliwościami, że może wręcz tracić chęć i zdolność do życia. Ponieważ wszystko można podważyć, to takiej osobie bardzo ciężko budować zaufanie – czy to do ludzi, Wszechświata czy samego/samej siebie.
- Małe przejawienie na 1g
Im mniejsze jest przejawienie na 1g tym mniej dany człowiek posiada wątpliwości. Z jednej strony pozwala to na większą efektywność działań, z drugiej strony drastycznie wzrasta ryzyko zafiksowań na określonych treściach i schematach. Takiej osobie ciężko złamać rutynę, zaś głębokie przeprogramowanie samego siebie jest totalnie poza wyobrażeniem.
Ponieważ 1g zazwyczaj stanowi fundament naszego całego cyklu ewolucyjnego, to ludzie mający małe przejawienie na tym poziomie mają go prawie zawsze przepracowane (wypełnione) -> jako istoty poszli już dalej. Generalnie przy małym przejawieniu każde nieprzepracowanie będzie powodować niestabilność na wszystkich powyższych poziomach. W tej sytuacji powstaje klasyczny kolos na glinianych nogach.
Druga gęstość
- Duże przejawienie na 2g
Przy dużym przejawieniu na 2g łatwo budujemy więź z naturą. Również baza instynktów takiej osoby jest większa. Naturalniejsza staje się komunikacja ze światem roślinnym oraz własnym ciałem. Dobre przepracowanie 2g w tym przepadku staje się znakomitą wykładnią do cieszenia się sporym zdrowiem fizycznym. Tacy ludzie są o wiele lepiej predysponowani do bycia szamanami, uzdrowicielami jak i sportowcami.
Gdy przejawienie na 2g jest duże, a przepracowanie małe, człowiekiem zaczynają rządzić jego instynkty. Powstaje nieokiełznana chęć poddawania się im, często powiązana z zachowaniami autodestrukcyjnymi. Ponieważ prawie wszyscy ludzie otrzymują nowe ciało 2g na każde wcielenie, to z wcześniejszych doświadczeń (żyć) dziedziczymy jedynie umiejętność przepracowywania 2g, a nie jego przepracowanie. Mówiąc inaczej, jeśli np. przez ileś żyć faktycznie byliśmy szamanem, to w tym życiu wytworzenie więzi z naturą zapewne przyjdzie nam łatwiej, jednak nadal wymaga to naszego działania (samo się nie zrobi). Nawet największe dziedzictwo może zostać wyparte, a owa siła może być niszczycielska.
- Małe przejawienie na 2g
Ludzie tacy zwykle mają słabszą kondycję, szybciej się męczą i często uważani są za leniwych. Osoby takie zwykle idą przez życie po najmniejszej linii oporu. Oczywiście owo małe przejawienie na 2g ma swoje plusy. Małe naczynie łatwiej wypełnić… Ludzie tacy zwykle szybciej godzą się ze swoimi instynktami i oczekiwaniami. Często łatwiej jest im znaleźć szczęście, są mniej zestresowani – może nie mają super kondycji, ale odprężone ciało i umysł dużo rzadziej próbuje siebie, naraża się, uszkadza. Tym samym pomimo, że energia ich nie rozpiera, pozostają często zdrowi. Co więcej zwykle osobowości te nie są zbytnio konfliktowe – łatwiej im uchodzić za miłych (na ewentualną szlachetność i uczynność przejawienie na 2g nie ma za bardzo wpływu).
Trzecia gęstość
- Duże przejawienie na 3g
Jako, że materia na 3g jest tą dla nas najbardziej namacalną, to wysokie przejawienie na 3g ma duże przełożenie na radzenie sobie z tymi widocznymi atrybutami. Im większe przejawienie na 3g tym większa nasza ‘bańka’ na 3g – czyli obszar jaki łatwo nam zajmować. W prawdzie duże przejawienie na 3g nie oznacza zaraz, że pisane nam jest bycie (lub już jesteśmy) bogatym właścicielem ziemskim – jednak łatwiej nam to przychodzi i łatwiej taki status nam utrzymać. Im więc większe przejawienie na 3g tym bardziej materia lgnie do nas, ale trzeba pamiętać, że my do niej również.
Przepracowanie na 3g to już mocno inny temat. Jako, że co wcielenie otrzymujemy nowe ciało fizyczne, to znaczna część przerobienia na 3g jest wykonywana od zera co życie. Są jednak od tego liczne wyjątki. Przede wszystkim, wszelkie umiejętności manualnej obsługi materii potrafią przechodzić bardziej bezpośrednio. Jeśli więc w innych życiach paraliśmy się jakimś rzemiosłem, prowadziliśmy jakieś pojazdy, pracowaliśmy z ciałem np. poprzez taniec lub sztuki walki to podobne umiejętności możemy przyswoić w tym życiu o wiele szybciej. Zdarza się wręcz, że pewien poziom „od razu intuicyjnie” umiemy wykonać. Takie „dodatkowe przeniesienie” odbywa się poprzez „odzyskiwanie zapisów z pola Ziemskiego” -> mówiąc najprościej, gdy pracujemy bezpośrednio z materią, a do tego mamy w danym momencie wysoką kompatybilność z polem Ziemskim, to w większym stopniu nasze poczynania się zapisują i można później łatwiej uzyskać do nich dostęp. Dalej pozostaje jeszcze jeden ważny warunek – nasze przejawienie na 3G określa również, jak dużo takich umiejętności może być przechowywanych.
- Małe przejawienie na 3g
Jak to generalnie z małym naczyniem bywa – łatwiej je napełnić, a tym samym uzyskać spójność. Ludzie z mniejszym przejawieniem na 3g zwykle mają również większą łatwość z postawieniem sobie celów życiowych (nie tylko stricte materialnych). Łatwiej jest im również trzymać się obranej drogi – natomiast są w dużym kłopocie, gdy zmiana jest konieczna. Doskonałym przykładem potrafią być zmiany ustrojowe, zmiany miejsca zamieszkania, zawodu itp. Osoba z dużym przejawieniem na 3g w zmianach, nawet zaskakujących, widzi szansę – przecież na wojnie albo powodzi można świetnie zarobić! Dla kogoś z małym przejawieniem takie zmiany stanowią zagrożenie stabilności – co ja teraz pocznę ?
Małe przejawienie na 3g wymaga pewnego wyczucia – stawiamy sobie cele i potrafimy je konsekwentnie realizować. Jeśli jednak przesadzimy z ambicją, to może i powołamy jakąś większą strukturę (firmę, działalność gospodarczą, inicjatywę społeczną) lecz jej żywot będzie bardzo krótki. Gdy próbujemy robić więcej, niż przewiduje nasza bańka, to coś nam bez przerwy ucieka. Można to niemalże zmierzyć – jeśli udaje nam się coraz więcej zarabiać, a jednocześnie coraz więcej pieniędzy od nas wypływa, to prawdopodobnie mamy małe przejawienie na 3G.
Ps. Czytelnik musi mi wybaczyć, ale ten artykuł nie ma na celu stanowić wykładu o zaradności finansowej. Skrótowo więc tylko zaznaczę, że jeśli masz małe przejawienie na 3g, a marzy się Tobie dobry status finansowy, to wskazane jest, abyś skutecznie delegował/a zadania innym ludziom (nie próbuj samodzielnie wszystkim zarządzać).
Czwarta gęstość
- Duże przejawienie na 4g
Im większa bańka na 4g tym potencjalnie szersze horyzonty umysłowe. Większe przejawienie pozwala więc na więcej myśli, programów, przekonań, emocji, doznań i większą wyobraźnię. Łatwość w przychodzeniu myśli, bądź zaawansowana konstrukcja emocjonalna nie oznacza wcale, że człowiekowi musi być z tym łatwiej. Jeśli ktoś nauczy się kanalizować swoje myśli i emocje, to duże przejawienie na 4g okazuje się jego błogosławieństwem – otwiera wrota zarówno do wyobraźni, jak i bardzo praktycznych rezultatów. Czasem jednak natłok myśli jest nie do opanowania. Co więcej jesteśmy raczej nauczeni od myśli uciekać, a nie je kanalizować. Myśli myślą się same i przejmują kontrolę nad naszym życiem -> to częsty scenariusz u osób z wysokim przejawieniem na 4g. Teoretycznie, wraz ze wzrostem umysłu na 4g wzrasta także możliwość obróbki myśli. W praktyce jednak wzrastający umysł często nabywa różnych szkodliwych przekonań, uszkodzeń, traum i blokad. Tym samym nie mogące się wyrazić myśli w długim procesie prawie zawsze są związane ze wzrostem konfliktowości. Obraz konfliktu jest bardzo różny, lecz procesowo patrząc, ma on na celu tak bardzo zagnieździć myśli, aby umysł „wskoczył na wyższy poziom”… Tak często wygląda przepracowywanie dużego przejawienia na 4g. Od bardzo dużej ilości czynników zależy, czy umysł zdoła opanować sytuację, czy pogrąża się w dalszym skonfliktowaniu i beznadziei. Warto wspomnieć, że człowiek z wysokim przejawieniem na 4g prawie zawsze będzie zarówno obdarzony ponadprzeciętną wrażliwością, jak i wyższym niż średnia intelektem. Czuje się często otoczony przez głupców.
Przepracowanie, a tym samym gotowe wykonalne procedury dziedziczą się inaczej na 4G niż na poprzednich gęstościach. Zwykle, aby przenieść coś mentalnego „z życia do życia”, trzeba to sobie uświadomić. Mówiąc najprościej, jeśli udaje nam się myśli uświadomić, to ta świadomość się zapisuje i możemy potem do niej uzyskać dostęp. Samo jednak mechaniczne powtarzanie myśli, nawet poprawne, lecz pozbawione uświadomienia, nie pozwala dokonać trwałego zapisu. Jeśli więc nawet przez 10 żywotów siedzieliśmy żmudnie nad księgami rachunkowymi, lecz nasza praca była wyłącznie mechaniczna (byliśmy kalkulatorem), to nie dość, że nie przepracowujemy swojego przejawienia 4g na bieżąco , to w kolejnych życiach zapomnijmy o posiadaniu nadzwyczajnych zdolności matematycznych (chyba, że będziemy je mieć z innego powodu).
- Małe przejawienie na 4G
Im mniejsze przejawienie na 4G, tym trudniej zarządzać swoim umysłem. Przy skrajnie niskim przejawieniu na 4g człowiek staje się zupełnie niezdolny do samodzielnego przeprogramowania się. Z drugiej strony mniej myśli i mniej wątpliwości go dręczy. Może i nie jest w stanie świadomie pozbyć się traumy, ale czy taką nabędzie? Mniejsze przejawienie na 4G oznacza zwykle mniejszą refleksyjność i ułatwia proste, pragmatyczne podejście do życia. Również ułatwia cieszenie się prostymi przyjemnościami. Dla przykładu, małe przejawianie na 4G a duże na 1G prawie na pewno wytworzy osobę pedantyczną. Z kolei małe przejawienie na 4G i 1G pcha w stronę niechlujstwa.
Piąta gęstość
- Duże przejawienie na 5g
Duża część największych idei ludzkości rodzi się w wyniku zainspirowania poczuciem treści piątogęstościowych. Nic więc dziwnego, że gdy przejawienie jest duże, taka inspiracja jest silniejsza. Taki człowiek łatwiej się będzie zwracał do wartości ponadczasowych a przynajmniej ich poszukiwał. Z racji faktu, że struktury piątogęstościowe zwykle tylko pośrednio uczestniczą we wcieleniu (są raczej bankiem wcieleń), to automatycznie przyjmowanie tej perspektywy rodzi pewien dystans do osobowości ziemskiej. Można mieć wielkie wizje, odlatywać od codzienności lub odlecieć zupełnie. Ktoś, kto ma duże przejawienie na 5, a jednocześnie dobre przepracowanie, ten będzie coraz lepiej umiał przełożyć tamtejsze wartości na ludzką płaszczyznę. Samo duże przejawienie na 5g (bez przepracowania) daje człowiekowi wewnętrzne natchnienie treściami, lecz jest uwięziony brakiem ich skutecznej werbalizacji. Przepracowywanie 5g odbywa się na dwóch płaszczyznach. Jedna, to kapitał zbierany poprzez kolejne życia, a właściwie uzysk świadomościowy, który kolejne osobowości wnoszą do struktury 5g. Wyjściowo więc w danym życiu zaczynamy z określonym kapitałem na 5g – natomiast zwykle nie mamy pojęcia o jego posiadaniu. To jak w opowiastce o żebraku, który nie wie, że ma worek złota i w związku z tym nie wiadomo, czy można go nazwać bogatym? Odkrywanie ewentualnego worka złota leży w gestii osobowości. W zasadzie, aby dobrze być w stanie odbierać bogactwo treści 5g trzeba rozwijać się zarówno emocjonalnie jak i intelektualnie. Porzucenie któregoś aspektu łatwo pcha do zamkniętości i/lub fanatyzmu. Warto przy tym dodać, że w szczególności gdy przejawienie 5g jest duże (czyli mamy duży pojemnik) i dodatkowo struktura mocno wypełniona (pełny pojemnik), ilość treści jest tak duża, że wyświetlenie ich na osobowości staje się niemożliwe. W tym wypadku osobowość (4g) staje się częstym gościem na 5g (zwykle wymaga to głębszej kontemplacji lub medytacji).
Jeśli ciało piątogęstościowe jest mało wypełnione (ale duże), to czujemy, że „gdzieś grają, ale nie wiadomo co”. Taka osobowość staje się bardzo nastawiona na intensywność doświadczeń ludzkich. Silne emocje, adrenalina i regularna szarpanina. Gdy przejawienie na 5g jest większe niż przeciętne, pojawia się nieuzasadnione poczucie wyższości nad innymi, a tym samym autorytaryzm i narzucanie.
- Małe przejawienie na 5g
Jak zwykle, mały pojemnik wypełnia się szybciej i szybciej uzyskuje integralność. Człowiek z małym przejawieniem na 5g może naturalnie mieć jego różny poziom przepracowania. Zwykle, nawet bardzo małe przejawienie na 5g tworzy ciało piątogęstościowe na tyle duże, że potrzeba wielu żyć, aby je wypełnić. Przy małym wypełnieniu w zasadzie nie czujemy inspiracji z 5G, po prostu żyjemy życiem osobowości. Gdy wypełnienie wzrasta, to pojawia się jakaś wiodąca idea. W zasadzie, przy małym przejawieniu na 5g prawie zawsze coś gra pierwsze skrzypce. Przeżywanie tej treści potrafi bardzo napędzać człowieka do działania. Mimo pewnego nakręcenia w określoną treść, bardzo rzadko doprowadza to do fanatyzmu ideowego. Sam jednostronny napęd z 5g tworzy natomiast zwiększoną tendencję do fiksacji na poziomie osobowości. Jeżeli więc pojawia się fanatyzm, to jest to raczej mania emocjonalna. Gdy jednak człowiek z małym przejawieniem z 5g radzi sobie z codziennością i emocjami, to po prostu żyje bardzo spokojnie. Dodatkowo, gdy i przejawienie na 4g jest co najwyżej przeciętne, to dużo łatwiej o tzw. „spokój ducha” – często jest to kojarzone z naturalnym byciem w stanie zen (łatwiej o czysty umysł, gdy nie jest on bombardowany ideami 5g).
Szósta gęstość
- Duże przejawienie na 6g
Działanie 6g na ludzką osobowość jest niezmiernie trudne do zauważenia, zwłaszcza, gdy szukamy konkretnych objawów. Przyjmowanie idei 5G stanowi wyzwanie, zaś treści spływające z 6G to głównie treści uniwersalne (lub quasi-uniwersalne), które są prawie niemożliwe do poprawnego wyrażenia poprzez z gruntu subiektywną osobowość. Dlatego w przypadku ludzi, wysokie przejawienie na 6g odzwierciedla się prawie wyłącznie poprzez jakość treści wewnętrznych. Im większe przejawienie na 6g tym większy dostęp do owych treści uniwersalnych. Niestety, prawie zawsze rodzi się w człowieku poczucie beznadziei, spowodowane stałym poczuciem niemożności wyrażenia owych treści. Dodatkowo wzrasta poczucie osamotnienia – bo nawet jeśli spotkamy ludzi z dużym przejawieniem 6g, to oni też nie potrafią tego wyrazić, więc zapewne ich nie rozpoznamy, a nawet jak rozpoznamy, to jeszcze trzeba się porozumieć, co nie jest proste. Dlaczego nie proste? Przepracowanie treści 6g z poziomu osobowości ziemskiej to akt graniczący z cudem. Spotykając ludzi z dużym przejawieniem na 6g mamy prawie gwarancję na pojawianie się licznych problemów na tle osobowym i codziennym. Co więcej, gdy taka osobowość dojrzewa i wzrasta o nowe wartości, to zauważa, że zwykle jej zdolność do radzenia sobie z treściami 6g niewiele się zmienia. To pogłębia frustrację i poczucie bezsensu rozwojowego. Na szczęście są mimo wszystko pozytywne objawy dla takiego człowieka. Czując treści 6g czujemy niezaprzeczalnie swoją wyjątkowość – nie potrzebujemy jej udowadniać, nie potrzebujemy nią kokietować. Jeśli więc, czy to bezpośrednio czy pośrednio widzimy, że tworzy ktoś zanętę w stylu: „Zobacz, jakie mam bogate wnętrze”, to możemy być niemalże pewni, iż nie ma to nic wspólnego z głębią treści, a raczej próbą przypisania wartości do swojej szajby. Nie muszę chyba bardzo tłumaczyć, czemu zagrywanie czymś, co jest trudne do weryfikacji (przecież w głowę mi nie zajrzą!?) jest tak chętnie wykorzystywanym narzędziem manipulacji.
Prawie zawsze osoby z wysokim przejawieniem 6g (lub wypracowanym dostępem do tych treści) będą bezpretensjonalne i nonkonformistyczne. Równie często jest to jakość, która mówi sama za siebie – staje się obiektem zazdrości i często jest nieudolnie kopiowana. Owo nieudolne kopiowanie polega na powtarzaniu atrybutu zewnętrznego towarzyszącego danemu zjawisku bądź osobie. Ktoś stara się np. czytać, to co osoba z wysokim przejawieniem 6g lub tak się zachowywać. Ktoś, kto faktycznie owe treści czuje, nie da się nabrać. Obraz 6g jest jednak w naszej kulturze tak nikły, że większość ludzi nie jest wstanie odróżnić kopii od oryginału.
Ps. Im wyższe przejawienie na 6g, tym także większy dostęp do tzw. mocy szóstogestościowych, które sprowadzają się najczęściej do manipulacji potencjałami. Ze względu jednak na trudność w obserwacji, a wielką złożoność tematu zostanie on poruszony w osobnym opracowaniu.
- Małe przejawienie na 6g
Wydawać by się mogło, że statystycznie mniej więcej tyle samo ludzi powinno mieć małe przejawienie na 6g, co duże. Tak się jednak składa, że środowisko ziemskie nie sprzyja pracy z treściami 6g i tym samym rzadziej staje się wyborem tych, którzy mają duże przejawienie na 6g. To z kolei wpływa na poważne trudności w rozwoju moralnym ludzkości. Jednym z najlepszych fundamentów do rozwijania moralności są treści uniwersalne, które to prawie wyłącznie są dostępne za pośrednictwem 6g. Nie mając do nich dostępu stajemy się skazani na subiektywny osąd sytuacji. Warto przy tym dodać, że akurat subiektywność osądu jest w wielu przypadkach cechą bardzo pożądaną. Jednak dla pełni warto byłoby móc chociaż na chwilę się zbliżyć do obiektywizmu – jest to coś, na co niestety większość ludzi nie potrafi sobie pozwolić. Nawet idee 5g, chociażby najczystsze, są nadal bardzo subiektywne. Chyba najlepszym przykładem tego zagadnienia będzie powiedzenie: „Altruizm jest wyższą formą egoizmu”. Tak w zasadzie, altruizm, który byłby zamocowany na 6g przestaje być egoistyczny, lecz w każdym innym przypadku jest. W związku z powyższym wtrącę tutaj właśnie bardzo subiektywne zdanie, że jako ludzkość nauczmy się w pierwszym kroku chociaż być egoistami.
Mniejsze przejawienie na 6g oznacza także mniejszą determinację (losu) z tego poziomu. Z jednej strony treści (i moce) 6G potrafią bardzo ładnie zaopiekować się naszą ewolucją – dają poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej strony, człowiek tego pozbawiony ma szansę zbudować siebie oddolnie. W pewnym sensie jest bardziej wolny i jego ludzkie wybory bardziej kształtują całą istotę. Dla rozwoju takich ludzi (a więc większości) ma duże znaczenie konsekwencja – często po prostu nie wyboru lepszego jak budować siebie cegiełka po cegiełce. W życiu codziennym objawia się to tendencją do opanowywania umiejętności praktycznych, jak i konsekwencji (i w związku z tym pewnej skuteczności) w tworzeniu fundamentów materialnych. Jeden z najprostszych przepisów na bogacza, to duże przejawienie na 3g a małe na 6g. Nie mogąc moralności oprzeć na treściach 6g, osoba jest zmuszona przyjąć (świadomie lub nie) jakiś określony kodeks moralny (etos) – ów kodeks z całą pewnością odbije się szerokim echem w sposobie działania.
Siódma gęstość
Na 7g istota i byt spotykają się, wzajemnie przenikają, brak jest ścisłej granicy. Ciężko w tej sytuacji mówić o poziomie przejawienia. Z tej perspektywy fundamentalnego znaczenia nabiera samo przejawianie się bytu w istocie, zaś przejawienie istnienia w życiu staje się marginalne. Równie ciężko jest mówić o jako takim przepracowaniu. 7G jako takie w zasadzie się nie rozwija – jest to bycie w byciu. To, czego możemy doświadczyć jako człowiek to treści rdzenia. Są one interpretacjami charakterów rdzenia, a więc życie interpretuje swój quasi-fundament jakim jest byt. Treści rdzenia można uznać za treści najwyższe. Na 6g, gdzie możemy doświadczyć treści uniwersalnych, jesteśmy poniekąd zobligowani dążyć do obiektywizmu w odbiorze. Treści rdzenia w sposób idealny równoważą ze sobą subiektywizm i obiektywizm. Niech za przykład posłuży treść świętości. Praktycznie jest to zdolność do dostrzeżenia piękna dzieła stworzenia we wszystkim (na zewnątrz i wewnątrz). Ażeby było ciekawiej, to jest ta treść dostępna wszystkim. Możemy tę treść praktykować i poprzez to być jej bardziej świadomi, jednak bez względu na praktykę jest ona z nami. Po co więc cała ta „zabawa w rozwój” skoro najgłębsze treści są nam dostępne od zaraz? Otóż dostępność nie oznacza praktykowania i doświadczania. Możemy być zblokowania na wiele sposobów. Na ziemi króluje przekonanie o odcięciu od Źródła (Rdzenia, Boga). Można to skwitować mini anegdotą:
„Jeśli wydaje Ci się, że jesteś odcięty od źródła, to masz rację – wydaje Ci się!”
Dlatego, aby praktycznie móc żyć treściami Rdzenia, trzeba demaskować różne iluzje. Tak się składa, że większość iluzji wynika z siedzenia na określonym piętrze, w określonym pokoju i przyjęciu tego za całość. Od początku artykułu wspominam, że najważniejsza jest zdolność do płynnego podróżowania po piętrach wieży. Czy wiesz już czemu?
Podobnie jak iluzoryczną, największą pułapką ego jest przyjęcie, że się ego już przepracowało, tak największą iluzją dla człowieka próbującego się z treściami Rdzenia, jest przyjęcie swojego stałego kontaktu z „Boskością” – co kończy się nieraz próbami nadania sobie statusu Boskiego. Faktycznie wprawa i umiejętności do kontaktu z tymi treściami jest różna, jednak kontakt ten jest zawsze bardzo ulotny. W każdej chwili, gdy już przyjmiemy, że to mamy, to to tracimy.
Z 7g spływa do nas esencjonalność, która przenika całe nasze życie. Nie jesteśmy tym, tylko stajemy się tym w każdej chwili. To dlatego tak wielu ludzi wspomina o uważności i chwili obecnej – tylko w chwili obecnej doświadczamy najwyższych treści. Kończąc pragnę dodać, że praktycznie wszystkie treści, poza treściami Rdzenia, są dostępne w dowolnej, nie tylko obecnej chwili.
Dobrze Jacku, że gdzieś 1 słowem wspomniałeś o rodzince, bo to jest dosyć istotny element uzgodnień. Można powiedzieć, że ta nasza wieża (oczywiście z perspektywy samej wieży) osadzona jest w grodzie. 🙂 No i chyba oprócz potencjałów strefy nulifikacji wyróżniłbym potencjały systemowe, które na ten moment mają ograniczone zasoby i podlegają redystrybucji. Przynajmniej na 3G tak to widzę. A tak w ogóle gdybym akurat nie przechodził ostrego zapalenia ucha to rozklimiłbym połowę swoich najbliższych relacji:) Oczywiście na pozioma 3G,4G i 5G, bo jeśli chodzi o 1G,2G,6G i 7G to jestem słabszy.
PolubieniePolubienie
W sensie już bym rozklimił bo tekst ma swój flow. Taki utrzymany jest w notacji opowieści i wspaniale się urywa 😉
PolubieniePolubienie
A no przepraszam, dopiero tera zauważyłem, że obok wierzy są bloki, a wszystko osadzone jest na tle gór, które mogą symbolizować wspomnianą wspinaczkę. Uzupełnię tylko, że chodziło mi o to, że potencjały systemowe na 3G też się równoważą. Dobra nic już wicej nie piszę 😉
PolubieniePolubienie