Bycie w poczuciu akceptacji jest niewątpliwe podstawowym spoiwem naszej szczęśliwości. Chociaż to wiemy, to często wzdrygamy się na słowa do nas kierowane: „po prostu to zaakceptuj!”. Dlaczego? Bo zwykle to oznacza, że ktoś oczekuje od nas przełknięcia gorzkiej pigułki i to jeszcze z uśmiechem na naszej twarzy, abyśmy przypadkiem nazbyt mu nie nabruździli w jego wyobrażeniowej bańce (czyli tak naprawdę ktoś oczekuje od nas, abyśmy nakarmili jego iluzję). Naturalnie w niektórych sytuacjach zakładanie różowych okularów może być całkiem dobrym pomysłem, jednak jeszcze częściej poczujemy to jako gwałt na naszym poczuciu prawdy. Najważniejszy i pierwszy krok, to zrozumieć, że akceptować nie musi oznaczać lubić!
Akceptacja jako fakt
Praca nad różnymi definicjami akceptacji to niewątpliwe bardzo owocny we wnioski proces – z całego serca mogę polecić to zadanie czytelnikom lubującym się w pracach samorozwojowych. Dla tych, którzy wolą zwykłą, prostą technikę, polecam jako gotowiec przyjąć następującą definicję akceptacji:
„Akceptacja to przyjęcie, że coś jest takie, jak to odbieram”
(Uznajemy nasz odbiór za fakt, czyli szanujemy naszą percepcję. Nie oznacza to, że jest to jedyna słuszna percepcja, tylko, że jest nasza i ją jako taką przyjmujemy w danym momencie)
Trzy kroki główne
Jako tematy do akceptacji można wybrać niemalże wszystko. Aby być w stanie przejść przez tę praktykę po raz pierwszy, po prostu wybierz jakiś temat: czynność, zdarzenie, emocję, powinność, osobę, z której akceptacją masz problem. Następnie postępuj wedle poniższych kroków:
1. Akceptacja wprost
Zapytaj się siebie, czy po prostu dany temat akceptujesz. Jeśli tak, to gratulacje – w tym miejscu kończysz. Jeśli nie, przejdź do następnego kroku.
2. Akceptacja nastawienia/stosunku
Skoro tematu nie akceptujesz wprost, zapytaj się siebie, jaki masz stosunek do tematu. Każda szczera odpowiedź to dobra odpowiedź, np.: nie lubię tego, nienawidzę tego, obrzydza mnie to, kusi mnie to, męczy mnie to, przyprawia mnie to o zawrót głowy, odrzuca mnie to itp. Następnie, zamiast próbować zaakceptować temat, zaakceptuj swój stosunek do tematu (np. akceptuję, że tego nie lubię = czyli tak naprawdę daję sobie przyzwolenie na nielubienie czegoś). Ponownie, jeśli udało się Tobie poczuć akceptację, to zakończ na tym kroku, jeśli nie, przejdź do kroku nr 3.
3. Akceptacja nieakceptacji
Ten krok może w pierwszej chwili wydać się absurdalny, lecz zapewniam, że działa znakomicie. Poczuj, że nie akceptujesz ani tematu, ani swojego stosunku do tematu. Następnie po prostu zaakceptuj (przyjmij jako fakt) swój brak akceptacji.
Te powyższe trzy kroki są w zupełności wystarczające, ażeby zacząć samodzielną pracę z akceptacją i przy konsekwentnej pracy uzyskać bardzo dobre rezultaty. Jeśli opisane powyżej kroki dają Ci pełną jasność co robić, to zakończ czytanie artykułu w tym miejscu. W przeciwnym wypadku zapraszam do dalszej lektury.
Uzupełnienia
1. Powyższa technika jest najskuteczniejsza, jeśli jest wielokrotnie powtarzana. Zamiast utykać na jednym temacie postaraj się konsekwentnie przechodzić przez całą listę tematów (zwykle w przedziale 10-50), a gdy skończysz przerabiać listę daj sobie parę dni wolnych od tego wątku i zrób ją jeszcze raz.
2. Jak pewnie zauważasz, skuteczność wymaga konsekwencji – a z tym bywa różnie. Dlatego dobrze na początek pracy z akceptacją przyjąć tematy, które mogą utrudniać bycie konsekwentnym. Jeśli znasz lub domyślasz się tym tematów u siebie to świetnie. Jeśli nie, to podpowiadam, że wiele blokad z zakresu nieakceptacji konsekwencji wynika z dwóch głównych domen:
a) Domena porządku – ład, harmonia, spokój, pełnia, symetria, bezkres, doskonałość, niezaprzeczalność, oczywistość
b) Domena zmiany – spontaniczność, zaskakiwanie, niepewność, chaos, transformacja, przemijanie, rozpad, wzrost, przejawienie
3. Praca z tą techniką będzie stopniowo powodować, że coraz więcej tematów będzie się kończyło na kroku pierwszym lub drugim. Raczej nie należy tego stawiać sobie za ścisły cel. Jeśli zbytnio będziemy chcieli uzyskiwać świetne wyniki na liście, to możemy zacząć się zbyt łatwo oszukiwać. Jeśli bardzo chcesz się napawać dobrymi statystykami w nowo opanowanej technice, to proszę, poczekaj chociaż aż nabierzesz w niej wprawy i minie trochę czasu od wprowadzenia w życie.
4. Naprawdę warto regularnie weryfikować czy się sami nie oszukujemy przy takiej pracy. Zwykle nasz umysł jest dość kreatywny, więc w głowie będzie prościej powiedzieć sobie, że coś akceptuję (a więc i oszukać). Najlepszym weryfikatorem jest samo życie, lecz dobrze by było nie czekać aż nas dopadną konsekwencje samooszukiwania. Najprostszym sposobem jest stanąć przed lustrem (fizycznym, nie metaforycznym), spojrzeć sobie prosto w oczy i próbować na głos wypowiedzieć, że: „to i to akceptuję”. Jeśli czujemy przed tym jakąś blokadę lub drży nam głos, to prawie na pewno gdzieś się oszukujemy i należy powtórzyć pracę z tematem. W drugim wariancie stajemy naprzeciwko osoby, a ta nas dopytuje: „czy na pewno to akceptujesz?”. Z oczywistych względów wariant drugi może być trudniejszy do realizacji, lecz jeśli ktoś ma dobrą osobę do takiej współpracy, to naprawdę warto.
5. Ażeby lepiej zrozumieć sposób działania samej techniki przyjrzyjmy się jej poprzez praktyczny przykład: komary. Na odruchu, na pierwsze pytanie, czy akceptuję komary, prawdopodobnie większość czytelników odpowiedziałby: nie lubię ich! Komarów zwykle nie lubimy za to, że nas kąsają i ewentualnie roznoszą choroby. Teoretycznie więc nie akceptuję raczej tego co komary robią, niż samych komarów. Mimo wszystko ciężko nam mieć całkowitą izolację od stosunku (patrzeć na to zupełnie na zimno) i raczej dokonamy przeniesienia czynów komarów na nie same. Jeśli oczywiście komuś w pierwszym kroku jednak wyszło, że komary akceptuje, to gratulacje. Raczej jednak przejdziemy do kroku drugiego, czyli akceptacji naszego stosunku. Tutaj sprawa dla wielu osób będzie prostsza, bo jeśli zapytam siebie: „czy akceptuję fakt, że nie lubię komarów?”, to odpowiedź może brzmieć: „Jasne, nie lubię komarów, bo jest za co! Uznaję (akceptuję) to za normalne, że ich nie lubię”. W tym momencie poprzez uznanie naszego stosunku do naszych własnych odczuć odczujemy samoakceptację, a to jest najważniejsze. Może się oczywiście zdarzyć, że i na tym kroku nie uzyskamy akceptacji. Możemy mieć np. przekonanie: „nie mam prawa nie lubić komarów” albo „komary trzeba kochać = ze mną jest coś nie tak, że ich nie lubię”. W tym miejscu tylko zaznaczę, że zwykle polecam rozluźnić swoje przekonania co do obowiązków czucia czegoś (klasyka terroru miłości). Tymczasem przejdźmy do trzeciego kroku: „Uznaję (przyznaję się przed sobą), że nie akceptuję komarów. Zauważam, że nie podoba mi się mój do nich stosunek. Poprzez samoobserwację uznaję fakt, że nie czuję akceptacji do komarów”. Koniec końców, będąc szczerymi ze sobą i tak poczujemy akceptację (poprzez uznanie faktu) swojej nieakceptacji – po prostu przyznajemy się przed sobą, że tak jest.
Bardzo fajna technika, a jak byś widział te technikę ale w odniesieniu do wybaczania? Czy można akceptację zamienić na wybaczenie ? Dla mnie wybaczenie jest na fundamentach rozumienia, może tam gdzie brak rozumienia można zastosować te trzy kroki.
PolubieniePolubienie